kocham faceta z którym nie mogę być

Marshall: Oddasz tę popielniczkę i będziesz się modliła, żeby nie wniósł zarzutów, bo nie mogę być w małżeństwie, w którym jedno z nas jest w więzieniu. Wiem, że odgrywaliśmy scenki wizyt małżeńskich, ale nie mogę tego zrobić naprawdę. Lily: Przepraszam. To postanowione. Nie oddam tego. Marshall: O, mój Boże. Lily, w Nie chodzi o to, żeby zmyślać, ale dopasować ten, z którym naprawdę się utożsamiamy. Ta miłosna ściąga na pewno ułatwi rozmowę o uczuciach. Za co mnie kochasz? Kocham cię za to, że mogę powiedzieć ci o wszystkim i nie boję się twojej reakcji. Kocham cię, bo przy tobie mogę być dziwna i nie muszę się z tego tłumaczyć. Jednak tak naprawdę nie ma jednej zasady, bo dużo zależy od konkretnego człowieka oraz od jego doświadczenia. Kiedy ktoś był zraniony, albo zdradzony wstrzymuje się z powiedzeniem o swoich uczuciach z obawy. Po jakim czasie powiedzieć „Kocham Cię”? Z pewnością nie można się z tym nigdy spieszyć, a więc nie daj się porwać Gość mieszkanka samotna. Goście. Napisano Czerwiec 20, 2011. chyba jestem skazana na bycie singlem, no.nie oznacza to że tak doslownie :) czasami kogoś mam :) ale nie umiem byc z nikim na Jeszcze kilka miesięcy temu mogłam powiedzieć, że jestem bardzo szczęśliwa. Mam u boku faceta, z którym jest mi dobrze, nie kłócimy się, wspieramy, mamy wspólne plany. Ja kocham jego, on mnie, moi znajomi od razu go polubili, moja mama uważa, że to świetny materiał na zięcia. Nette Leute Kennenlernen Kostenlos Ohne Anmeldung. fot. Adobe Stock Kuba był lektorem hiszpańskiego, w szkole, do której zapisałam się w ramach powakacyjnej rozrywki. Przystojny, uśmiechnięty, na oko trzydziestoparoletni. Od razu mnie oczarował. Zresztą, jak większość dziewczyn na kursie. Jednak ja w przeciwieństwie do nich, nie nagabywałam Kuby po każdych zajęciach, szukając pretekstu do rozmowy. A podczas lekcji nie robiłam słodkich oczu, kiedy nie znałam odpowiedzi. Bo też rzadko ich nie znałam. Za bardzo zależało mi na dobrym wykorzystaniu zainwestowanych w naukę pieniędzy. Starałam się zatem jak najwięcej z tych lekcji wynieść. Najlepsza uczennica Choć nie stwarzałam Kubie ekstraokazji do rozmowy, odnosiłam wrażenie, że docenia moje zaangażowanie i częściej konwersuje ze mną niż z innymi kursantami. Ale starałam się nie brać tego za dobrą monetę. Strofowałam siebie, żebym sobie za dużo nie wyobrażała. Nie miałam ani figury modelki, ani perlistego śmiechu, ani tym bardziej blond włosów do ramion. Po prostu nie mogłam się podobać takiemu mężczyźnie jak on. Mimo to nie dało się ukryć, że Kuba z lekcji na lekcję patrzył na mnie coraz częściej. – Świetnie ci idzie – komentował, podchodząc do mojej ławki. – Mam dobrego nauczyciela – odwdzięczałam się komplementem. Po skończonych zajęciach często zagadywał mnie po hiszpańsku. Spędzaliśmy jeszcze długie minuty na rozmowach o ostatnio obejrzanym filmie czy przeczytanej książce. Tymczasem kurs zbliżał się ku końcowi. Było mi żal, że już nie spotkam Kuby. „Gdyby mu na mnie zależało, zaprosiłby mnie na kawę” – rozmyślałam przybita. – Zmobilizuj się i powiedz mu, co czujesz. Teraz albo nigdy – radziła Agnieszka, moja przyjaciółka. Całe życie powtarzałam, że los zamiast szczęścia w miłości dał mi dobrych przyjaciół. Na Adze zawsze mogłam polegać. Nie miałyśmy przed sobą tajemnic i wspierałyśmy się na każdym kroku. – Wiesz co? – wpadłam na genialny pomysł. – Może go gdzieś zaproszę i wybadam, czy rzeczywiście się mną interesuje – zaproponowałam podniecona. – Świetny pomysł! Tak trzymaj! Nie ma co czekać – podchwyciła Agnieszka. Zaproszenie Po kolejnych zajęciach przemogłam się w sobie i podeszłam do niego. Fala dziewczyn, które na początku otaczały jego biurko, zdążyła już stopnieć, mogłam więc być pewna, że nikt nie nie usłyszy naszej rozmowy. To na wypadek, gdyby boski nauczyciel mi odmówił. – Nie wpadłbyś do mnie pojutrze na hiszpańską kolację? – zaproponowałam z bijącym sercem. – A naprawdę będzie hiszpańskie menu? – uśmiechnął się. – Postaram się – odparłam. – W takim razie z przyjemnością – zgodził się, zaglądając mi w oczy. Serce mi biło i ręce się trzęsły, gdy wracałam do domu. Miałam ledwie dwa dni na naukę gotowania. Zaprosiłam oczywiście Agnieszkę i kilku znajomych. Nie chciałam, żeby Kuba pomyślał, że zwabiłam go na randkę. Tortilla, gazpacho, paella wyszły mi całkiem dobrze. Ciekawa byłam, czy i jemu będą smakowały. Agnieszka wpadła troszkę wcześniej, żeby mi pomóc. Znajomi też przyszli kilka minut przed zapowiedzianą godziną. Za to Kuba stawił się na czas. – Witaj! – podał mi rękę. Wyglądał na zmieszanego. Wyciągnął z torebki hiszpańskie wino i podał mi je bez słowa. Stanął przy ścianie ze zdjęciami z moich podróży. Podeszłam do niego z kawałkami tortilli na tacy. – Brawo! Stanęłaś na wysokości zadania – pogratulował mi, kiedy przełknął pierwszy kęs. – Jesteś bardzo fotogeniczna – zmienił gładko temat. – Krajobraz, architektura czy przyroda z tobą na zdjęciu nie mają szans. Zaśmiałam się i już miałam coś powiedzieć, kiedy usłyszałam Agę. – Cześć – powiedziała, stając między nami i uśmiechając się niczym modelka z amerykańskiego żurnala. Przedstawiłam ich sobie. Bacznie obserwowałam reakcję koleżanki. Czy podzieli moje zdanie na temat urody i ujmującego zachowania Jakuba? Czy jej zdaniem mam u niego szansę? – Ach, to ty jesteś tym nauczycielem, o którym Ulka tyle opowiada – przełknęła kolejny łyk wina. – No to może umówicie się wreszcie na prawdziwą randkę? – palnęła nieoczekiwanie. Jakub poczerwieniał, ja również poczułam się idiotycznie. „Chyba za dużo wypiła” – przemknęło mi przez głowę. – Aga, no coś ty, przecież ja i Jakub jesteśmy tylko znajomymi – wyjaśniałam, żeby ratować sytuację. – Tylko znajomymi? – powtórzyła wpatrując się w Jakuba, który po moim stwierdzeniu wyglądał jeszcze gorzej niż przed pytaniem Agnieszki. – W takim razie może umówisz się ze mną? – roześmiała się, przekrzywiając kokieteryjnie głowę. Bolesna zdrada Kuba zaniemówił. Patrzył na nas zdziwiony. Ja z kolei, zaskoczona, nie byłam w stanie nic powiedzieć. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, że tak się zachowa moja najlepsza przyjaciółka… – Pójdziesz ze mną do kina? – ciągnęła Agnieszka niezrażona. Kuba wpatrywał się we mnie, jakby oczekiwał, że coś odpowiem. – Czemu nie – stwierdził w końcu, nie widząc żadnej reakcji z mojej strony. – Ula, nie masz nic przeciwko temu? – patrzył ciągle w moje oczy, jakby dawał mi przywilej podjęcia decyzji. – Ależ dlaczego miałabym mieć coś przeciwko temu… – skłamałam. – Przepraszam was, muszę sprawdzić, jak inni się bawią – rzuciłam i odeszłam od nich. Tak naprawdę chciałam, żeby wszyscy już sobie poszli. Miałam dość tego wieczoru. Jak ona mogła zrobić mi coś takiego i jeszcze oczekiwać, że publicznie stanę jej na drodze?! A z drugiej strony, przecież wiedziała, co do niego czuję, jak bardzo mi na nim zależy! I znała mnie na tyle, żeby być pewną, że jestem zbyt nieśmiała, żeby o niego zawalczyć… Kiedy wszyscy już wyszli i zostałam sama, zobaczyłam, że wino Jakuba nie zostało nawet otwarte. Postawiłam zrobić z niego użytek i upić się, najlepiej do nieprzytomności. I wtedy zadzwoniła moja dotąd najlepsza przyjaciółka. – Słuchaj, Ula, nie gniewasz się chyba? – zapytała i nie czekając na to, co mam do powiedzenia, ciągnęła: – Miałyśmy go wybadać, czy mu na tobie zależy, tak? No to wzięłam go pod włos! I jak sama widzisz, niezłe z niego ziółko. Chyba jednak nie myślał o tobie poważnie, skoro umówił się ze mną. Swoją drogą, on jest rzeczywiście niesamowity. Przystojny, mądry… Ula, jesteś tam? Nie gniewasz się na mnie? – Nie wiem, co o tobie myśleć – zaczęłam, lecz po chwili zrejterowałam. – Chyba niepotrzebnie coś sobie wyobrażałam. Masz rację, nie zależało mu na mnie. Teraz miałam żal do Kuby. Przecież mógł o mnie zawalczyć, prawda? Gdyby chciał, toby odmówił Agnieszce! W grudniu czekała mnie jeszcze ostatnia lekcja hiszpańskiego. W niczym jednak nie przypominała poprzednich. Kuba unikał mojego wzroku, ja jego też. Jakub o nic mnie nie pytał. Wychodząc z lekcji, nie wytrzymałam i odezwałam się: – Fajnie, że ty i Agnieszka… Wiesz, to moja najlepsza przyjaciółka. – Jest bardzo miła, a przy tym szczera i odważna – uśmiechnął się. Poczułam ból, jakby ktoś z całej siły uderzył mnie w serce. Oczywiście niczego po sobie nie pokazałam. – Do zobaczenia – pożegnałam się. Od tamtej pory już nie spotykałam mojego nauczyciela hiszpańskiego. Agnieszka, zajęta nową znajomością, rzadko się do mnie odzywała. Może miała wyrzuty sumienia? Ja na pewno nie mogłam przeboleć, że oddałam swoją miłość przyjaciółce, a ona ją wzięła bez jakichkolwiek skrupułów. Było mi ciężko i bardzo cierpiałam. Niestety, musiałam żyć z tą gorzką prawdą, że nikogo nie można zmusić do uczucia. Rok później Agnieszka zaprosiła mnie do siebie. Urządzała swoje trzydzieste urodziny. Poszłam tam, chociaż wiedziałam, że moje serce znowu będzie cierpiało. Wpadłam na Kubę, nasze oczy od razu się spotkały. On wciąż patrzył na mnie jak kiedyś! Uciekłam do kuchni, żeby nie dać mu okazji do rozmowy. – Wiesz, ja i Kuba chyba weźmiemy ślub – wyznała mi po chwili Aga. – Tak szybko? – zdziwiłam się i poczułam, że mi słabo. Nalałam sobie szklankę wody. – Kuba to świetny facet. Trochę nieśmiały, ale wspaniały. Jego ojciec ma firmę w Hiszpanii i możemy tam jeździć na wakacje – ciągnęła Agnieszka z zachwytem. – Poza tym musimy wziąć szybko ślub, bo jestem w ciąży. Zachłysnęłam się wodą, którą popijałam. Przed oczami pojawiły mi się mroczki. Ale przecież nie powinnam zazdrościć szczęścia koleżance! To nic, że ja też już skończyłam trzydziestkę i nie mam ani faceta, ani szansy na dziecko i udany związek… – Ula, dobrze się czujesz? – zapytała z niepokojem Agnieszka. – Jestem trochę osłabiona. Ostatnio dużo pracuję – usprawiedliwiłam się. – Gratuluję ci. Bardzo się cieszę, ale pójdę już. Położę się. Jutro znowu muszę wstać o świcie. Mam sporo koniec roku – skłamałam. – Oczywiście – odparła Aga przejęta. – Kuba! – zawołała w głąb mieszkania. – Zawieź Ulę do domu – poprosiła Znów mi zabrakło tchu. Kuba, widząc, co się dzieje, od razu złapał kluczyki i wyprowadził mnie z mieszkania. Nieplanowana zemsta Jechaliśmy w milczeniu. Kiedy zatrzymał się przed moim blokiem, poprosił, abym jeszcze nie wysiadała. – Myślę o tobie cały czas – odezwał się nagle wbity w siedzenie kierowcy nim smutny, porzucony psiak. Popatrzyłam na niego nieprzytomnymi wzrokiem. – Przecież jesteś z Agnieszką, będziecie mieli dziecko – wyszeptałam. – Powiedziałaś kiedyś: „Jesteśmy tylko znajomymi”. Wtedy, na przyjęciu… A ja do ciebie szedłem przekonany, że będziemy tylko ty i ja… Po twoich słowach było mi wszystko jedno, co się stanie. Potem z Agnieszką potoczyło tak szybko… Ale dzisiaj, jak cię zobaczyłem, wszystko we mnie odżyło. Ula, nie będę mógł bez ciebie żyć – wyszeptał, ujął moją twarz w dłonie i zaczął mnie całować. Nie broniłam się. Chciałam wynagrodzić sobie niemądre zachowanie sprzed roku, kiedy go straciłam. Całowaliśmy się namiętnie i zachłannie, jakbyśmy chcieli nasycić się sobą na zapas. Niestety, wrodzona uczciwość i lojalność wobec ciężarnej koleżanki nie pozwalała mi tego dłużej ciągnąć. Oderwałam się od Kuby i wyskoczyłam z auta. Tak zaczął się jeden z najgorszych okresów w moim życiu. Świadomość, że Kuba kochał mnie równie mocno jak ja jego, i że straciłam go przez nieśmiałość i brak wiary w siebie, mnie dobijała. Kuba dzwonił do mnie, wysyłał esemesy z prośbą o spotkanie, ale nie chciałam ranić koleżanki. On jednak nie odpuszczał. Wiedząc, co do niego czuję, parł do przodu niczym taran. Teraz wreszcie mogłam się przekonać o sile jego miłości. W końcu pewnego dnia poprosił mnie o ostatnie spotkanie. Zgodziłam się. Wszedł i bez słowa usiadł na kanapie. – Agnieszka chce, żebyś była druhną na naszym ślubie – zaczął. – Nie mogę nic zrobić, żeby do tego nie doszło. – To nic – uśmiechnęłam się smutno i przysiadłam obok niego. – Dam radę, oczywiście. Jak zawsze. Patrzyliśmy na siebie, lekko dotykając swoich dłoni i nie mogąc zrobić nic więcej. Z letargu wyrwał nas dzwonek do drzwi. Wstałam i podeszłam zobaczyć, kto to się zjawił. Spojrzałam w wizjer i zamarłam z wrażenia. Po drugiej stronie drzwi stała moja była przyjaciółka. – To Agnieszka! – szepnęłam do Kuby. – Wejdź do mojej sypialni. Nie chcę, żeby się zdenerwowała, a na pewno tak będzie, jak cię tu zobaczy. Zawsze wiedziała, że mi się podobasz. Gdy Kuba zamknął za sobą drzwi, wpuściłam Agnieszkę do środka. – Co ci się stało? – zapytałam, widząc jej smutną twarz. – Muszę ci coś powiedzieć, bo już dłużej tak nie mogę! – jej oczy napełniły się łzami. – Pogubiłam się… Nie wiem, co robić. To dziecko nie jest Jakuba. – Jak to? Co ty mówisz? – spytałam w najwyższym zdumieniu. – Poznałam kogoś i go zdradziłam. Tamten chłopak chce z nami być, ale Kuba zapewniłby i mnie, i dziecku lepsze życie. No i ta Hiszpania… Przecież tutaj niczego się nie dorobię – chlipała. Nie wierzyłam własnym uszom. Chyba jednak nie znałam Agnieszki. Nie miałam też wpływu już na to, co się dalej wydarzyło. Z sypialni wyszedł Kuba. Jego twarz była skamieniała z bólu i złości. Agnieszka popatrzyła na niego przestraszona, potem spojrzała ze zdumieniem na mnie. Spuściłam wzrok. Co miałam powiedzieć? Że nie jest tak, jak myśli? – No to już wszystko wiesz – wycedziła i znowu spojrzała na Jakuba. – Ja chyba też już wszystko rozumiem. Jesteście siebie warci. Zawsze byliście! Milczeliśmy oboje. – Naprawdę cię lubiłam – rzuciła do niego, wychodząc. Gdy zamknęły się za nią drzwi, chwilę staliśmy w milczeniu. Kwadrans temu chcieliśmy się żegnać na zawsze, a teraz mogliśmy zacząć wszystko od nowa… Powoli, jakby nie dowierzając biegowi wypadków, podeszliśmy do siebie. – O mały włos straciłbym ciebie na zawsze – westchnął Kuba. Więcej listów do redakcji: „Teściowa to hetera, która ciągle mnie krytykuje i poucza. W uszach mam tylko jej ciągły jazgot”„Nasza miłość przetrwała życiowe burze, a pokonały ją drobne nieporozumienia. Mąż odszedł bez wyjaśnienia”„Mąż zdradził mnie z moją przyjaciółką, a ja postanowiłam, że już zawsze będę sama. Życie zdecydowało inaczej...” Pamiętam to. Pamiętam to wszystko. Gdy nasze oczy się spotkały, mój świat się zmienił. Pierwszego dnia powiedziałeś mi, żebym nie traktował poważnie konstruktywnej krytyki i że nie zasługujemy na nic mniej. Powiedziałeś, żebym cię zaskakiwał, ponieważ wierzysz we mnie i że mam talenty i potencjał, a może nawet więcej. Z dnia na dzień czułem się jak nowy, ponieważ dużo się od Ciebie uczę. Leżąc w łóżku, nieoczekiwanie, powiedziałeś, że wszechświat nie ma obowiązku rozumieć mnie wtedy, zatrzymaliśmy się. Minutę później kontynuowałeś: „Musisz żyć. Bez względu na to, ile razy upadł twój świat. Musisz żyć. ”Nie dotarłbym tak daleko, gdyby nie był dla że zakwestionowałem wszystko, w co wierzyłem w miłości, w życiu, ale nigdy w moje istnienie. Sprawiłeś, że zobaczyłem coś przeciwnego, ironię i satyrę. Pozwalacie mi odróżnić rzeczywiste od nierzeczywiste. Pozwól mi zdecydować sam. Dałeś mi odwagę zatracić się w czymś, czego naprawdę chciałem. Nauczyłeś mnie, że można się zapaść, czuć się komfortowo w ciszy, płakać przy kropli kapelusza, zginać się, ale nie łamać. Sprawiłeś, że poczułam. Słyszysz mnie, nawet gdy nie mówię. Dajesz mi najlepszy komfort. Byłeś tam, kiedy mi się nie udało. Spojrzałeś na mnie. Byłeś tam, nigdy nie opuściłeś. Nigdy nie przestajesz mnie podziwiać, nawet gdy wątpię w siebie. Sprawiłeś, że czuję się jak kolidują nasze kursy. Wydaje się, że może powinniśmy być w tej samej historii. Historia, która ma najlepsze pisanie. Książka, której nie boję się otwierać ani zamykać. Historia warta przeżycia. Mam szczęście, że jestem tak blisko ciebie. Nadal bym cię gapił i uwielbiał nawet w najgorszym. Być może nie byłaś moją pierwszą miłością, ale byłaś miłością, którą kochałem. Jesteś typem zrozumienia, którego żądam. Jesteś najlepszą przygodą, jaką kiedykolwiek miałem. Jesteś niezwykłym ryzykiem. Jesteś wyborem, który naprawdę miał znaczenie. Jesteś wszystkim, czego kiedykolwiek chciałem. Facetowi, który myśli, że ból będzie trwać wiecznie, otrząśnij się z ramion i zacznij od nowa. Pozwól sobie odpocząć. Pozwól się wyleczyć. Do faceta o ładnych perspektywach, ale o samotnych oczach, zakochałem się w tobie. Dla faceta, który śmieje się mocno, ale zawsze wygląda smutno, zawsze był z tobą szczęśliwszy. Dla faceta, który jest najlepszy w puszczaniu, najlepszą rzeczą, jaką kiedykolwiek trzymałem, byłeś ty. Dla faceta, który czuje wszystko głęboko, ale myśli o sobie pustym, moje serce jest tak pełne ciebie. Do faceta, który ukrywa swoje serce, widzę cię. Dla faceta, który dobrze liże swoje rany na osobności, dbam o ciebie. Facetowi, który szuka odpowiedzi, wiedz, że to ty jesteś wszystkim. Dla faceta, który jest nie tylko przystojny, ale także znaczący. Dla faceta, z którym zawsze prowadzę głębokie rozmowy, wiem, że to twój sposób na kochanie się ze mną; Też cię faceta, który czyta, moja poezja to ty. fot. Adobe Stock Klasyka. Od pięciu miesięcy Piotr się rozwodził; konkretnie pięć miesięcy temu minął termin ustalonego przeze mnie poprzedniego ultimatum. Miał być ostateczny, nieodwołalny. Więc dlaczego nadal trwała ta farsa? Bo zachorowała jego matka. Musiałam zrozumieć… Ta trzecia zawsze musi być tą bardziej wyrozumiałą i cierpliwą. On zabiegany, skupiony na opiece i rozmowach z lekarzami, a jego żona na odgrywaniu roli świętej Teresy. Nawet się jej nie dziwiłam. Małżeństwo się kobiecie waliło, więc korzystała z okazji, by pokazać, jaka jest niezastąpiona. Na jej miejscu, gdybym nie miała innej opcji w zanadrzu, pewnie zrobiłabym to samo. Aktualnie byłam na straconej pozycji; mogłam jedynie stać z boku i wspierać ukochanego z daleka. Czasami aż się bałam wysłać SMS-a, bo a nuż trafię na jakiś krytyczny moment. I tak dwa miesiące minęły… Na szczęście leki zaczęły działać, stan matki się poprawiał, sytuacja wracała do normy. Tylko stosowny moment jakby minął i wszystko spowolniło. Przekładał termin z tygodnia na tydzień… Minęło lato, do drzwi zapukała jesień, mieliśmy właśnie wyjeżdżać na nasz upragniony urlop po sezonie, do jakiegoś ciepłego zakątka, tymczasem Piotr nawet nie wyprowadził się z domu. Resztki rozsądku podpowiadały mi, że nie mogę tego ciągnąć w nieskończoność, że wieczne czekanie mnie niszczy, że w końcu się rozsypię i mogę nie dać rady się potem pozbierać. To dlatego postawiłam to kolejne ultimatum. Został niecały tydzień, a Piotr chyba nadal nic nie powiedział żonie. Nie byłam pewna, bo parę dni wcześniej przestałam się dopytywać i naciskać. Nie miałam już na to siły. Niby nie chciałam w niego wątpić, ale mój lęk rósł. Co będzie, jeżeli znowu się wycofa, znajdując jakieś logiczne albo emocjonalne wytłumaczenie? Jeżeli się nie odważy, nie zdecyduje? Nie mogę znowu ustąpić, mówiąc, że rozumiem. Muszę być konsekwentna dla własnego dobra. Tylko… tylko jak ja będę potem żyć? Sama! Bo nie ma drugiego takiego jak on. Nie dla mnie. Piotr był facetem moich marzeń, miłością mojego życia. Odebrałam go innej kobiecie, tak ja on odebrał mnie innemu mężczyźnie, co paradoksalnie utwierdzało mnie w przekonaniu, że jesteśmy sobie pisani, tylko… spotkaliśmy się na rozdrożu. Nie chcieliśmy nikogo krzywdzić, nie szukaliśmy okazji ani do jednorazowego skoku w bok, ani do dłuższego romansu. Zdrada psychiczna była pierwsza – zakochaliśmy się w sobie na długo przedtem, zanim wylądowaliśmy w łóżku. Przeciwstawianie się temu uczuciu było jak walka ze sztormem. Więc daliśmy się ponieść… Wciąż mieliśmy szansę. Wierzyłam, że jesteśmy niczym dwa puzzle jednej układanki. Totalne dopasowanie. Czułam, że bez naszego „razem” nic już nie będzie takie mocne, prawdziwe, takie nasycone. Miałam wielu facetów, dwóch było całkiem w porządku, jeden został moim mężem. Szkoda? Spotkaliśmy się z Piotrem za późno? Nie! Wcześniej mogłoby być za wcześnie. Musieliśmy przejść swoje drogi, zebrać bagaż doświadczeń, by docenić siebie nawzajem i to, co nas połączyło. Gdybym nie przeżyła tego, co przeżyłam, gdybym wcześniej nie poznała siebie i swoich oczekiwań, nie wiedziałabym, że mężczyzna musi mi imponować. Muszę go podziwiać, aby z nim żyć, on musi być dla mnie wyjątkowy. I dopiero Piotr okazał się dla mnie kimś takim. Jego codzienność, styl życia powodowały, że był dla mnie całkowicie wiarygodny. I spójny w tym, co mówił i robił. A nasz seks? Poezja… Przechodziliśmy kolejne poziomy, otwierał mnie na nowości, urzeczywistniał marzenia. Ideał? No nie do końca, bo był żonaty. Miał tak zwany defekt prawny. Z początku żadne z nas nie myślało o rozwodzie, ale z czasem ta opcja stawała się coraz bardziej oczywista. Nie wyobrażaliśmy sobie życia bez siebie, a romans narzucał zbyt wiele ograniczeń. Poza tym skoro się kochaliśmy, nie chcieliśmy ani kłamać, ani tego ukrywać. Jeśli miłość jest błędem, to przyznaję, zbłądziliśmy, ale już nie można tego było odwrócić. Ciągnęło nas do siebie za bardzo. Nie chodziło o namiętność, przygodę, ekscytację, my po prostu chcieliśmy być razem. Budzić się i zasypiać razem, przyrządzać i jeść razem posiłki, chodzić po ulicy i trzymać się za ręce, odwiedzać wspólnych znajomych, mieć razem dzieci. Gdybyśmy nie spróbowali, oboje – nie mam co do tego wątpliwości – żałowalibyśmy tego do końca życia. Pierwsza rozwiodłam się ja. Wiedziałam, że tak musi być, że ja mam więcej odwagi i mniej wątpliwości. Już byłam jedną nogą na drodze ku rozstaniu, moje małżeństwo tak czy siak by się rozpadło. Ale Piotr i jego żona byli niczym instytucja dla rodziny i znajomych, ich rozwód wstrząsnąłby podstawami jakiegoś małego świata. Nie kochali się, lecz szanowali i prowadzili razem biznes. Byłam dorosła, znałam życie, wiedziałam, że pewnych spraw nie można załatwiać na chybcika. Ale nie robiłam się młodsza, ile mogłam czekać? Paradoksalnie moja wolność bardzo ułatwiła nam romansowanie i czułam, że muszę ustalić jakiś termin. No i wkrótce mijał ten ostateczny… Z rozmyślań wyrwał mnie telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Piotr? Dziwne, powinien być teraz w domu. – Tak? – zaczęłam dość cicho, nie wiedząc, czego się spodziewać. – Dzień dobry, kochanie. Jesteś w domu? – Tak. – To szykuj się, podjadę za jakieś piętnaście minut – usłyszałam. – Teraz? – zdumiałam się. Naprawdę nie wiedziałam, czy powinnam się cieszyć, czy martwić. – Kwadrans to nie wieczność, więc można powiedzieć, że teraz – roześmiał się. – A ty nie jesteś w domu? – Słońce, skoro jadę do ciebie, to chyba nie mogę być w domu? Julia, co ci jest? Spałaś? Obudziłem cię? – Nie, jestem tylko zdziwiona, że przyjedziesz… Teraz. – To przestań się dziwić, ogarnij się i wyjdź za piętnaście minut. Pa! Rozłączył się. Nie bardzo wiedziałam, co o tym myśleć, ale przecież i tak nie miałam nic innego do roboty. Poszłam do łazienki i szybko poprawiłam makijaż, potem włożyłam dżinsy, zarzuciłam sweter i właściwie byłam gotowa. Wyszłam po dziesięciu minutach, bo uznałam, że chwila na świeżym powietrzu dobrze mi zrobi. Piotr pojawił się punktualnie. Wsiadłam do samochodu, on nachylił się i mocno pocałował mnie w usta. – Dokąd jedziemy? – zapytałam. Spojrzał na mnie z uśmiechem. Z uśmiechem, który wyrażały nie tylko jego usta. Śmiały się też jego oczy. Wyglądał naprawdę dobrze. Jakby był szczęśliwy. – Nie zamierzasz nic powiedzieć? – Tak sobie myślę… że nie będę musiał nic mówić, sama zobaczysz! Zaczęłam rozglądać się po trasie, którą wybrał. Na razie nie umiałam wyciągnąć żadnych wniosków. Ot, przemieszczaliśmy się do centrum. Nie męczyłam go dalej pytaniami. Patrzyłam przez okno, a Piotr prowadził pewnie i spokojnie. Nagle zaczęła kiełkować mi w głowie pewna myśl… Nie, to niemożliwe… A jednak kierunek się zgadzał. Byliśmy coraz bliżej mieszkania, które oglądaliśmy razem jakiś czas temu. Czyżby…? A jeśli tylko głupio się łudzę? Jeśli to myślenie życzeniowe, które skończy się kolejnym rozczarowaniem? – No co, już zgadałaś? – Piotr przerwał moje dywagacje. – Nie, nie mam bladego pojęcia… Nie chciałam się przyznawać do swojej naiwnej nadziei, choć byliśmy coraz bliżej… Po kolejnych pięciu minutach byłam właściwie pewna. Piotr jechał prosto do wybranego przez nas mieszkania. Czułam, jak mój żołądek się ściska. Samochód stanął. – Jesteśmy na miejscu. Moje spojrzenie było jednym wielkim znakiem zapytania. – Tak – odpowiedział moim myślom. – Mieszkanie mam już od jakiegoś czasu, wczoraj skończyłem przewozić wszystkie swoje rzeczy, a dzisiaj wreszcie dostarczyłem najważniejszą przesyłkę, czyli ciebie. Nie potrafiłam wydusić słowa. Wynajął mieszkanie, przeprowadził się, odszedł od żony… – I kolejne tak, złożyłem pozew. Łatwo nie było, ale dla Izy to już też coś nieuniknionego, najmniej raniącego i najuczciwszego mimo wszystko. Nie kocha mnie, po prostu bała się zmian, tego, co ludzie powiedzą. Musiała dojrzeć, poukładać to sobie, odpuścić myśli o walce… Obiecałem, że będzie mogła na mnie liczyć i że nasz rozwód nie oznacza, że musimy się znienawidzić. W końcu przez lata byliśmy partnerami. Po policzkach płynęły mi łzy. – Nie płacz, kochanie. Przecież mówiłem, że nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Może nie działałem tak szybko, jak byś chciała, jak sam bym chciał. Wiedziałem, że rozwód to jedyna droga, ale nie chciałem palić za sobą mostów. Przepraszam, że musiałaś tyle czekać. Powiesz coś w końcu? Jak nie podziwiać takiego faceta? – Kocham cię – szepnęłam. – Ja ciebie też. No, chodźmy do domu. Więcej prawdziwych historii:„Przez 30 lat byliśmy szczęśliwym małżeństwem. Mój mąż nie wiedział, że zabiłam jego żonę, która źle go traktowała”„Łudziłam się, że to ten jedyny. On wyśmiewał mnie i moje zasady, a w końcu dosypał mi pigułkę gwałtu i wykorzystał”„Związałam się z mężem zmarłej przyjaciółki. Podobno nie robimy nic złego, więc dlaczego mam takie wyrzuty sumienia?” Po pierwsze, jeśli nic nie czujesz do chłopaka, który Cie adoruje, na pewno się z nim nie wiąż, bo związek nie będzie szczęśliwy, nie będzie udany, a tylko go rozczarujesz/zawiedziesz, zrobisz nadzieje z góry wiedzac, że raczej nic z tego. A co do Twojej sympatii - musisz odpuścić. Musisz się odkochac i postapić własnie na odwrót. Nie szukac kogoś, kto będzie podobny do chłopaka, w którym jesteś zakochana, tylko własnie inny. Nie ma sensu szukac kogos kto będzie Ci przypominał kogoś innego, bo wtedy będziesz go porównywała do tamtej osoby i nie zauwazysz jego indywidualności, będziesz miała pretensje, że nie jest taki jak sobie wyobraziłas. Nie szukaj kogoś jak ktoś, poszukaj kogos w kim się zauroczysz, kto będzie dla Ciebie. Jeśli będziesz szukała tego jednego prawdopodobnie zaden nie bedzie spełniał Twoich oczekiwań, bo nie będzie tym kogo tak naprawde pragniesz.

kocham faceta z którym nie mogę być